sobota, 6 kwietnia 2013

Muffiny z czekoladą... Niezawodne jak zawsze!


No tak... Korki jak licho i zamiast standardowych 15 minut wracałam z pracy przez godzinę. Oczywiście nie przewidziałam tego i właśnie zostało mi 30 minut do wizyty znajomych. Dobrze, że mój kochany mąż zdążył poodkurzać mieszkanie i kupić czekoladę. To wydaje się nieprawdopodobne, ale właśnie dzięki czekoladzie i kilku składnikom, które zawsze mamy w mieszkaniu, zdążymy nie tylko przygotować coś pysznego, ale nawet będę miała kwadrans dla siebie!
Właśnie w takich sytuacjach z pomocą przychodzą... muffinki! Taki as w rękawie – moim zdaniem – zawsze poratuje nowoczesną żonę w potrzebie! Życie staje się wtedy nie tylko mniej stresujące, ale również – po prostu – przyjemniejsze :-)

Zabraliśmy się do pracy! Dobry podział ról nie jest zły, w związku z czym mąż pokroił czekoladę (1,5 tabliczki, najlepsza jest gorzka), a ja w tym czasie... zrobiłam całą resztę!


Przygotowałam dwa naczynia. W jednym z nich wymieszałam (łyżką) składniki suche, czyli:
2 szklanki mąki
½ szklanki cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżki kakao

W drugim naczyniu wymieszałam (również łyżką) składniki mokre:
½ szklanki oleju (można go zastąpić 125 g rozpuszczonego masła)
1 jajko
1 szklankę mleka

Po wymieszaniu składników mokrych, dodałam do nich pokrojoną przez męża czekoladę, a następnie całość przelałam do naczynia ze składnikami suchymi. Po nieco niedbałym połączeniu całości, wyłożyłam ciasto do foremek na około 3/4 wysokości (korzystam z formy blaszanej, a dodatkowo z papilotek). Piekłam 20 minut w temperaturze 180 stopni.

Szybka, kuchenna akcja zakończona sukcesem, ja odświeżona i szczęśliwa, a akurat w momencie, kiedy zadzwonił domofon... po mieszkaniu rozszedł się piękny zapach muffinek, które właśnie zaczęłam wyjmować z piekarnika :-)

Tak! Dzisiejsza kawa wszystkim smakowała wyjątkowo.

P.S.
W przygotowaniu muffinek uwielbiam to, że są one przeciwniczkami perfekcjonizmu. Jeżeli składniki suche z mokrymi zmieszamy zbyt dokładnie (nie mówiąc już o ich zmiksowaniu), gotowe muffiny nie będą dobrze wyrośnięte, tak rozkosznie popękane i smaczne :-) I jeszcze jedno. Czasami na wierzchu kładę dodatkowo polewę, oczywiście czekoladową. Z takiej opcji korzystam, jeśli mam odrobinę więcej czasu. Na tyle, żeby mogła sobie spokojnie zastygnąć :-)

1 komentarz: