No tak... Korki jak licho i zamiast standardowych 15 minut wracałam z pracy przez godzinę. Oczywiście nie przewidziałam tego i właśnie zostało mi 30 minut do wizyty znajomych. Dobrze, że mój kochany mąż zdążył poodkurzać mieszkanie i kupić czekoladę. To wydaje się nieprawdopodobne, ale właśnie dzięki czekoladzie i kilku składnikom, które zawsze mamy w mieszkaniu, zdążymy nie tylko przygotować coś pysznego, ale nawet będę miała kwadrans dla siebie!
Właśnie w takich sytuacjach z pomocą
przychodzą... muffinki! Taki as w rękawie – moim
zdaniem – zawsze poratuje nowoczesną żonę w potrzebie! Życie staje się wtedy nie
tylko mniej stresujące, ale również – po prostu –
przyjemniejsze :-)
Zabraliśmy się do pracy! Dobry
podział ról nie jest zły, w związku z czym mąż pokroił
czekoladę (1,5 tabliczki, najlepsza jest gorzka), a ja w tym czasie... zrobiłam całą resztę!
Przygotowałam dwa naczynia. W jednym z
nich wymieszałam (łyżką) składniki suche, czyli:
2 szklanki mąki
½ szklanki cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżki kakao
W drugim naczyniu wymieszałam (również
łyżką) składniki mokre:
½ szklanki oleju (można go zastąpić
125 g rozpuszczonego masła)
1 jajko
1 szklankę mleka
Po wymieszaniu składników mokrych,
dodałam do nich pokrojoną przez męża czekoladę, a następnie
całość przelałam do naczynia ze składnikami suchymi. Po nieco
niedbałym połączeniu całości, wyłożyłam ciasto do foremek na około 3/4 wysokości (korzystam z formy blaszanej, a
dodatkowo z papilotek). Piekłam 20 minut w temperaturze 180 stopni.
Szybka, kuchenna akcja zakończona
sukcesem, ja odświeżona i szczęśliwa, a akurat w momencie, kiedy
zadzwonił domofon... po mieszkaniu rozszedł się piękny zapach
muffinek, które właśnie zaczęłam wyjmować z piekarnika :-)
Tak! Dzisiejsza kawa wszystkim
smakowała wyjątkowo.
P.S.
W przygotowaniu muffinek uwielbiam to,
że są one przeciwniczkami perfekcjonizmu. Jeżeli składniki suche
z mokrymi zmieszamy zbyt dokładnie (nie mówiąc już o ich
zmiksowaniu), gotowe muffiny nie będą dobrze wyrośnięte, tak
rozkosznie popękane i smaczne :-) I jeszcze jedno. Czasami na
wierzchu kładę dodatkowo polewę, oczywiście czekoladową. Z takiej opcji korzystam, jeśli mam odrobinę
więcej czasu. Na tyle, żeby mogła sobie spokojnie zastygnąć :-)
Dzis robie! ;)
OdpowiedzUsuń