Jednym
z moich wspomnień związanych z dzieciństwem jest zupa szczawiowa.
Zawsze dostawałam od babci zadanie, żeby w ogródku odnaleźć
wszystkie niezbędne składniki: marchewki, pietruszkę, no i
oczywiście szczaw. W tym czasie, babcia nastawiała mięsko na
bulion.
Po moim powrocie – zawsze byłam bardzo z siebie zadowolona
– przystępowałyśmy do dalszej pracy. Po
dokładnym umyciu wszystkich składników, marchewkę kroiłyśmy w
dość grubą kostkę, a posiekany szczaw podsmażałyśmy na maśle.
Kiedy
już mięsko było miękkie (zazwyczaj był to pokrojony w kostkę
kawałek schabu lub szynki, czasem pierś kurczaka), dodawałyśmy do
niego marchewkę i gotowałyśmy kolejne 15 minut. Po tym czasie
wrzucałyśmy szczaw, przyprawiałyśmy i zostawiałyśmy na małym
ogniu kolejne 10 minut. Na koniec w garnku lądowała zahartowana
śmietana. Całość trzeba było jeszcze tylko doprowadzić do
wrzenia.
Zupa
szczawiowa zawsze najbardziej smakowała mi – tak zresztą jest do
dzisiaj – w upalne dni, podawana z jajkiem ugotowanym na twardo i
posypana posiekaną natką pietruszki. I jeszcze jedno,
najważniejsze. Należy ją jeść na świeżym powietrzu :-)
woda
0,3
kg mięsa pokrojonego w kostkę
mała
pietruszka
liść
laurowy, sól, pieprz
Pozostałe składniki:
3
– 4 młode marchewki (zależnie od wielkości)
0,3
kg szczawiu
łyżka
masła
2
ł. śmietany (można ją zastąpić jogurtem greckim)
natka
pietruszki
jajka
ugotowane na twardo
Smacznego :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz